Księga Pierwsza
,,Przejście"
Nopeyva
Przeszłam przez rozległy szkolny korytarz, wypatrując jakiejś wolnej ławki. Czułam na sobie spojrzenia innych uczniów, ale za każdym razem, gdy się odwracałam, speszeni drugo- i trzecioklasiści odwracali głowy udając, że uczą się zawzięcie na zbliżające się nieuchronnie testy. W sumie każdy bał się praktyk z geografii, który miały nadejść wraz z następnym tygodniem. Dla mnie jednak była to łatwizna. Cóż się dziwić, skoro znam każdy kąt miasta na pamięć...Gdybym miała przyjaciół, zażartowaliby pewnie, że jestem jedyną kobietą z orientacją w terenie, heh.
Usiadłam na ławce, na której zajadał się kanapką jakiś pierwszak. Przestraszony wstał i nawet na mnie nie spoglądając uciekł, by usiąść na dziedzińcu, z dala ode mnie. Wzniosłam oczy ku niebu i po raz kolejny przeklęłam w myślach Cassidy i jej plotki na mój temat. Wzięłam w ręce swój notes, próbując w pełni uchwycić padające na podłogę promienie słońca. Za chwilę miały rozpocząć się zajęcia ze szkicu na podwórzu, więc chciałam trochę poćwiczyć.
- Nopeyva... - usłyszałam głos obok mnie i natychmiast odwróciłam się w stronę właściciela.
Ujrzałam przed sobą niskiego okularnika z ciemnoblond włosami ułożonymi na bok. Kennedy Poutcher, klasa I.
- Słucham? - Powiedziałam, zwracając wzrok ku mojemu szkicu. Dopracowałam lekko wyjście ze szkoły, bo wyglądało fatalnie.
- No...bo ty znasz się na tych labiryntach pod miastem, nie?
- Fachowa nazwa to Korytarze.
Słowem wyjaśnienia: Mieszkam w Fightmoone, mieście, który lata temu był dość często najeżdżany, przejmowany, niszczony, a mieszkańcy to szanowani architekci i budowlańcy. Po entym zrabowaniu połowy miasta mieszkańcy zaczęli wydrążać pod miastem tunele, które łączyłyby całe miasto. Pomiędzy tunelami często znajdowały się pomieszczenia, w których chowano najwartościowsze przedmioty na wypadek najazdu, a kiedy owy najazd nadszedł, to w korytarzach chroniły się dzieci i ich matki. Kilka zaułków się zawaliło, ale większość istnieje do dziś. Po iluś-tam latach przejścia zostały udoskonalone; zabezpieczyli je, gdzieś tam dodali wejście do ścieków, a cały plan Korytarzy - bo tak to pieruństwo nazwali - schowali w jednej z jam owych tuneli. Lata temu omal nie zgubiłam się w Korytarzach, ale na szczęście znalazłam ów plan. Uratował mi życie i wyuczywszy się go na pamięć ułatwił mi zdobywanie pieniędzy; wiecie, Korytarze to możliwość szybkiego dojścia w każde miejsce, ale większość ludzi się w nich gubi; nasze miasto jest strasznie duże, tak samo jak Korytarze. Znają je co najwyżej najstarsi mieszkańcy, dziadkowie czy pradziadkowie, a oprócz nich...ja.
- Mniejsza...ja...znaczy...chciałbym dojść do Głównej Ulicy, do domu Cassidy...I, wiesz, ja nie chciałbym żeby ktoś mnie widział... - zająknął się Kenny.
- Skąd chcesz się tam dostać?
- No...najlepiej z dworca busów. Po drugiej stronie miasta...O ile to nie będzie problem...
Poszperałam w notatniku wreszcie znajdując kartkę z zamówieniami.
- Kiedy?
- Za tydzień...
- Okej, myślę, że 15 dolców wystarczy.
- A mogę ci dać dzisiaj 10, a jutro donieść te 5...? Mam tylko dyszkę...
Spojrzałam na chłopaka i nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem. Wyglądał, jakby gadał z diabłem, któremu właśnie sprzedaje swoją duszę...! Boże, nie wiem, co Cassidy o mnie wygaduje, ale to doprawdy dość zabawna reakcja. Błagam, mam tylko 17 lat...Żeby tak się mnie bać?
- Niech będzie.
Chłopak z ulgą podał mi "dyszkę", a ja wpakowałam ją do portfela.
- Za tydzień o 16? - Spytałam.
- A o 18 możesz...?
- Okej - odparłam, zapisując datę na stronie notatnika. Pierwszak odbiegł w swoją stronę, a ja wróciłam do rysunku.
☙☸❧
Ostatnia lekcja jak zwykle z resztą rozpoczęła się o równej piętnastej. Usiadłszy przy najbliższym drzewie zwróciłam spojrzenie prosto na nauczycielkę plastyki, która powitała nas uśmiechem.
- Dzisiaj zajmiemy się tematem natury, jak już mówiłam na ostatniej lekcji. Mamy na to wyznaczone 3 lekcje...Czyli wyrobimy się przed wystawianiem ocen końcowych! Macie za zadanie odwzorować to, co widzicie wokół siebie. Pamiętajcie o zachowaniu uroku przyrody znajdującej się na naszym małym, pociesznym dziedzińcu...Te krzaki będą wyglądać pięknie na papierze, oczywiście, jeśli uwzględnicie...
Wzięłam jeden z moich ołówków i zaczęłam rysować kontury dębu stojącego kilka metrów za mną.
Do moich uszów dobiegły szepty i komentarze.
- Jak zwykle się rozgadała...
- Boże, przecież to trzeba będzie wycieniować!
- Cass, pożyczysz ołówek?
- Też zapomniałam...
- Macie - westchnął Flynn, podając Ryanowi i Cassidy ołówki 2B.
- Dzięki, bro...
- W ramach podziękowania masz ruszyć tyłek i to wreszcie znaleźć - syknął w odpowiedzi "bro". Moje oczy rozszerzyły się lekko. Co znaleźć? Czyżby szanowny pan Withaly zgubił jakąś rzecz należącą do jego najlepszego przyjaciela...?
- Powtarzałem ci, że nie mogę go wyczuć...
Wyczuć? W sensie jego skarpetki?
O, może skarpetki Ryana gdzieś zmokły, a Flynn z dobroci serca pożyczył mu swoje, i Ryan je zgubił, i śmierdziały, i on nie może ich...wywąchać...? Boże, to brzmi absurdalnie...Ale "wyczuć"? Co on ma "wyczuć"?
Wyczuć? W sensie jego skarpetki?
O, może skarpetki Ryana gdzieś zmokły, a Flynn z dobroci serca pożyczył mu swoje, i Ryan je zgubił, i śmierdziały, i on nie może ich...wywąchać...? Boże, to brzmi absurdalnie...Ale "wyczuć"? Co on ma "wyczuć"?
- Idioci, tu każdy może Was podsłuchać! - Zganiła ich Cassie, a ja przegryzłam wargę. Teraz niczego się nie dowiem...!
"Ale po co Ci ta wiedza, Nope?" - upomniałam samą siebie - "Przecież i tak do niczego ci się nie przyda..."
Bez dłuższego namysłu wróciłam do rysunku, z całych sił starając się nie myśleć o tym, że ja w przeciwności do Ryana nie mam komu się wyżalić...
Zerknęłam z ukosa na Cassidy, która wpatrywała się w Rya jak w obrazek. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Flynna, który szkicował właśnie korę najbliższego drzewa. Starał się z całej siły nie zwracać uwagi na przyjaciela robiącego maślane oczka do Cassidy.
Ryan zerknął, czy plastyczka patrzy w ich stronę i szybciutko pocałował Cassidy w policzek. Cassie zarumieniła się lekko, a Withaly wyszczerzył zęby. Cas zerknęła w moją stronę, ale ja udałam, że patrzę na wiewiórkę, która zajadała się orzechem na gałęzi drzewa.
- ...Chociaż na lekcji się łaskawie uspokójcie - westchnął Flynn, usilnie próbując skupić się na rysunku.
- Fly, co się tak irytujesz?
- Irytuję się, bo zaraz wyskoczy nam stwór z kij wie skąd, a to wszystko przez pewnego delikwenta, który nie może go znaleźć...
- Flynn, nie mogę go wyczuć...Staram się, rozumiesz? Staram, ale coś jakby mnie blokuje... - odparł załamany Ryan.
- Ryek, ja wiem, że się starasz, ale to już powoli podchodzi pod kod pomarańczowy... - zauważył Flynn.
- Chyba go nie zdradzisz? - Oburzyła się Cassidy.
- Oczywiście, że nie! - Syknął w jej stronę Flynn - Ale jeśli przez tą "blokadę" ktoś ucierpi, to będzie na naszym sumieniu...
- A masz jakiś pomysł? Szukaliśmy już wszędzie, nigdzie nie ma przejścia!
Chwila, chwila. Przejście. Blokada. Stwór z kij wie skąd? Kod Pomarańczowy? Zdrada? Wyczuć?
W sensie wyczuć przejście, ale jest jakaś blokada tego przejścia, i przez to jest kod pomarańczowy?
Flynn chce zdradzić komuś, może jakiemuś ich szefowi, że Ryan nie może czegoś wyczuć - w sensie tego przejścia - i przez to jakieś zwierze może kogoś zranić?
Moją głowę zaczęły nachodzić różnorodne teorie spiskowe i pomysły, ale coś kazało mi słuchać dalej...
Flynn uśmiechnął się lekko.
- A wiesz, że mam? Idy, tobie z pewnością się spodoba... - przerwał, zastygłszy w bezruchu. Zmarszczyłam brwi. Może wyczuł to zwierze/przejście? I on też może je wyczuć? Właśnie, może Flynn wyczuł to przejście, którego nie może znaleźć Ryan i dlatego nagle przestał się ruszać! Albo brał to samo co Ryan? Nie, oni raczej niczego nie biorą... więc co to za wariactwo?
- Powtarzałam ci tyle razy, żebyś nie mówił do mnie Idy...
- Cicho.
- Okropne przezwisko...
- Cichaj!
Cassidy zmarszczyła brwi.
- O co chodzi...
Flynn odwrócił się w moją stronę w momencie, kiedy się na nich perfidnie patrzyłam...! Spojrzał na mnie z błyskiem w oku, widać było, że wpadł na jeden z jego niecnych pomysłów... W tej chwili miałam prawdziwy mętlik: Co, on wyczuł, że na niego patrzę? A może to Przejście jest we mnie, i je wyczuł?
Nopeyva, nope. Nie twórz żadnych pokręconych teorii, może się odezwij, bo Flynn patrzy na ciebie z sadystycznym uśmieszkiem...
...Mimo, iż gadałam z nim cztery razy w życiu dobrze wiem, co oznacza ten uśmiech.
- Hej, Nopeyva! Jak tam życie?
Cassidy zachłysnęła się powietrzem, a Ryan spojrzał na mnie zszokowany. Na dziedzińcu praktycznie każdy patrzył teraz na nas, ale facetka od plastyki na szczęście wyszła pogadać z dyrkiem. Do dziś nie wiem, czy to szczęście Fly'a, czy za pomocą szóstego instynktu wiedział, że nauczycielki nie ma.
- Spokojnie, i tak niczego nie zrozumiałam! - Odpowiedziałam, wzruszając rękoma i kręcąc głową.
Flynn lampił się na mnie tak, jakby dobrze wiedział, że to kłamstwo. Ale przecież ja nic nie zrozumiałam..! Stworzyłam tylko parę pokręconych teorii, które nie są zbytnio prawdopodobne, wręcz paranormalne..! Choć w sumie już od dawna zdawałam sobie sprawę z tego, że wiele jest nienormalnych rzeczy w tymże mieście.
- Yhy.... A słuchaj, mam do ciebie biznes, podejdziesz?
Serce, jakby zaniepokojone obrotem sprawy zabiło szybciej. Jaki interes może mieć do mnie panicz Puckylime wraz z przyjaciółmi? Westchnęłam przeciągle i wstawszy powolnym krokiem ruszyłam w stronę grupki popularsów.
- Byle szybko, rysunek sam się nie narysuje, a plastyczka może przyjść w każdej chwili...
- Spokojnie, dam znać jak będzie się zbliżać...Słuchaj, oprowadzisz nas po Korytarzach?
To właśnie lubię w Flynnie. Bez dłuższych ogródek po prostu mówi, co chce. Prosto z mostu, co się będzie męczył. I to jest prawilny człowiek, no!
- Kiedy i ile mi zapłacicie? - Zdecydowałam się nie dopytywać o co chodzi. W tamtej chwili wydawało mi się, że jeśli będę udawać, że mnie ta ich rozmówka nie interesuje, to szybko zapomną o tym, że ich podsłuchiwałam, a wtedy w spokoju dowiem się wszystkiego...muahaha...
- Jak najszybciej, najlepiej dzisiaj. Co do pieniędzy...Zapłacimy każdą cenę - odpowiedział pewnie Flynn.
- Nie każdą - sprostował Ryan - Do 100 dolców, błagam...
- Ryan... - warknął w jego stronę Flynn.
- Flyynn... - odpowiedział tym samym tonem Ryan.
- Ja nie idę! - obruszyła się Cassidy. - Z nią... - zerknęła na mnie z obrzydzeniem, a ja przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć szczerym śmiechem.
Przez chwilę. I to taką króciutką.
- Okej, więc idziemy tylko ja i Ryan. To jak, Nopeyva? - Do moich uszu dobiegł pewny siebie głos Puckylime'a.
Wpatrywałam się w zielone oczy Flynna, zastanawiając się, na co tak naprawdę w tej chwili się piszę. Przymknęłam powieki i podliczyłam w myślach wszystkie za i przeciw, aż w końcu wzięłam mój niedoszły szkic i nabazgrałam tam adres i godzinę. Prędko podałam kartkę Fly'owi.
- To będzie 7 dyszek - podałam cenę.
- 60! - Powiedział natychmiast Ryan.
- Ze mną się nie targuje - odparłam, a Flynn zerknął na Ryana spojrzeniem bazyliszka.
- Twoja wina, ty płacisz - rzucił w jego stronę, a Ry westchnął głośno.
- I całe moje kieszonkowe pójdzie na oprowadzanie po oślizgłych lochach - burknął, a ja puściłam tą uwagę mimo uszu. Choć fakt faktem, troszku zabolało... nazwać moje biedne Korytarze oślizgłymi lochami...Od razu nazwij mnie Snape'm, cholera.
- Zapłacę ci na miejscu, ok? - Mruknął Withaly, a ja kiwnęłam głową.
- A co z rysunkiem? - Spytał Fly, patrząc na kartkę, którą mu podałam.
- Macie tam datę spotkania. Weźcie sobie, i tak niewiele tam narysowałam.
Skupiałam się na podsłuchiwaniu Was - dodałam w myślach.
Czułam spojrzenia odprowadzające mnie aż do dębu, przy którym zaczęłam na nowo rysować, tym razem zaczynając od drugiej strony dziedzińca.
"Ale po co Ci ta wiedza, Nope?" - upomniałam samą siebie - "Przecież i tak do niczego ci się nie przyda..."
Bez dłuższego namysłu wróciłam do rysunku, z całych sił starając się nie myśleć o tym, że ja w przeciwności do Ryana nie mam komu się wyżalić...
Zerknęłam z ukosa na Cassidy, która wpatrywała się w Rya jak w obrazek. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Flynna, który szkicował właśnie korę najbliższego drzewa. Starał się z całej siły nie zwracać uwagi na przyjaciela robiącego maślane oczka do Cassidy.

- ...Chociaż na lekcji się łaskawie uspokójcie - westchnął Flynn, usilnie próbując skupić się na rysunku.
- Fly, co się tak irytujesz?
- Irytuję się, bo zaraz wyskoczy nam stwór z kij wie skąd, a to wszystko przez pewnego delikwenta, który nie może go znaleźć...
- Flynn, nie mogę go wyczuć...Staram się, rozumiesz? Staram, ale coś jakby mnie blokuje... - odparł załamany Ryan.
- Ryek, ja wiem, że się starasz, ale to już powoli podchodzi pod kod pomarańczowy... - zauważył Flynn.
- Chyba go nie zdradzisz? - Oburzyła się Cassidy.
- Oczywiście, że nie! - Syknął w jej stronę Flynn - Ale jeśli przez tą "blokadę" ktoś ucierpi, to będzie na naszym sumieniu...
- A masz jakiś pomysł? Szukaliśmy już wszędzie, nigdzie nie ma przejścia!
Chwila, chwila. Przejście. Blokada. Stwór z kij wie skąd? Kod Pomarańczowy? Zdrada? Wyczuć?
W sensie wyczuć przejście, ale jest jakaś blokada tego przejścia, i przez to jest kod pomarańczowy?
Flynn chce zdradzić komuś, może jakiemuś ich szefowi, że Ryan nie może czegoś wyczuć - w sensie tego przejścia - i przez to jakieś zwierze może kogoś zranić?
Moją głowę zaczęły nachodzić różnorodne teorie spiskowe i pomysły, ale coś kazało mi słuchać dalej...
Flynn uśmiechnął się lekko.
- A wiesz, że mam? Idy, tobie z pewnością się spodoba... - przerwał, zastygłszy w bezruchu. Zmarszczyłam brwi. Może wyczuł to zwierze/przejście? I on też może je wyczuć? Właśnie, może Flynn wyczuł to przejście, którego nie może znaleźć Ryan i dlatego nagle przestał się ruszać! Albo brał to samo co Ryan? Nie, oni raczej niczego nie biorą... więc co to za wariactwo?
- Powtarzałam ci tyle razy, żebyś nie mówił do mnie Idy...
- Cicho.
- Okropne przezwisko...
- Cichaj!
Cassidy zmarszczyła brwi.
- O co chodzi...
Flynn odwrócił się w moją stronę w momencie, kiedy się na nich perfidnie patrzyłam...! Spojrzał na mnie z błyskiem w oku, widać było, że wpadł na jeden z jego niecnych pomysłów... W tej chwili miałam prawdziwy mętlik: Co, on wyczuł, że na niego patrzę? A może to Przejście jest we mnie, i je wyczuł?
Nopeyva, nope. Nie twórz żadnych pokręconych teorii, może się odezwij, bo Flynn patrzy na ciebie z sadystycznym uśmieszkiem...
...Mimo, iż gadałam z nim cztery razy w życiu dobrze wiem, co oznacza ten uśmiech.
- Hej, Nopeyva! Jak tam życie?
Cassidy zachłysnęła się powietrzem, a Ryan spojrzał na mnie zszokowany. Na dziedzińcu praktycznie każdy patrzył teraz na nas, ale facetka od plastyki na szczęście wyszła pogadać z dyrkiem. Do dziś nie wiem, czy to szczęście Fly'a, czy za pomocą szóstego instynktu wiedział, że nauczycielki nie ma.
- Spokojnie, i tak niczego nie zrozumiałam! - Odpowiedziałam, wzruszając rękoma i kręcąc głową.
Flynn lampił się na mnie tak, jakby dobrze wiedział, że to kłamstwo. Ale przecież ja nic nie zrozumiałam..! Stworzyłam tylko parę pokręconych teorii, które nie są zbytnio prawdopodobne, wręcz paranormalne..! Choć w sumie już od dawna zdawałam sobie sprawę z tego, że wiele jest nienormalnych rzeczy w tymże mieście.
- Yhy.... A słuchaj, mam do ciebie biznes, podejdziesz?
Serce, jakby zaniepokojone obrotem sprawy zabiło szybciej. Jaki interes może mieć do mnie panicz Puckylime wraz z przyjaciółmi? Westchnęłam przeciągle i wstawszy powolnym krokiem ruszyłam w stronę grupki popularsów.
- Byle szybko, rysunek sam się nie narysuje, a plastyczka może przyjść w każdej chwili...
- Spokojnie, dam znać jak będzie się zbliżać...Słuchaj, oprowadzisz nas po Korytarzach?
To właśnie lubię w Flynnie. Bez dłuższych ogródek po prostu mówi, co chce. Prosto z mostu, co się będzie męczył. I to jest prawilny człowiek, no!
- Kiedy i ile mi zapłacicie? - Zdecydowałam się nie dopytywać o co chodzi. W tamtej chwili wydawało mi się, że jeśli będę udawać, że mnie ta ich rozmówka nie interesuje, to szybko zapomną o tym, że ich podsłuchiwałam, a wtedy w spokoju dowiem się wszystkiego...muahaha...
- Jak najszybciej, najlepiej dzisiaj. Co do pieniędzy...Zapłacimy każdą cenę - odpowiedział pewnie Flynn.
- Nie każdą - sprostował Ryan - Do 100 dolców, błagam...
- Ryan... - warknął w jego stronę Flynn.
- Flyynn... - odpowiedział tym samym tonem Ryan.
- Ja nie idę! - obruszyła się Cassidy. - Z nią... - zerknęła na mnie z obrzydzeniem, a ja przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć szczerym śmiechem.
Przez chwilę. I to taką króciutką.
- Okej, więc idziemy tylko ja i Ryan. To jak, Nopeyva? - Do moich uszu dobiegł pewny siebie głos Puckylime'a.
Wpatrywałam się w zielone oczy Flynna, zastanawiając się, na co tak naprawdę w tej chwili się piszę. Przymknęłam powieki i podliczyłam w myślach wszystkie za i przeciw, aż w końcu wzięłam mój niedoszły szkic i nabazgrałam tam adres i godzinę. Prędko podałam kartkę Fly'owi.
- To będzie 7 dyszek - podałam cenę.
- 60! - Powiedział natychmiast Ryan.
- Ze mną się nie targuje - odparłam, a Flynn zerknął na Ryana spojrzeniem bazyliszka.
- Twoja wina, ty płacisz - rzucił w jego stronę, a Ry westchnął głośno.
- I całe moje kieszonkowe pójdzie na oprowadzanie po oślizgłych lochach - burknął, a ja puściłam tą uwagę mimo uszu. Choć fakt faktem, troszku zabolało... nazwać moje biedne Korytarze oślizgłymi lochami...Od razu nazwij mnie Snape'm, cholera.
- Zapłacę ci na miejscu, ok? - Mruknął Withaly, a ja kiwnęłam głową.
- A co z rysunkiem? - Spytał Fly, patrząc na kartkę, którą mu podałam.
- Macie tam datę spotkania. Weźcie sobie, i tak niewiele tam narysowałam.
Skupiałam się na podsłuchiwaniu Was - dodałam w myślach.
Czułam spojrzenia odprowadzające mnie aż do dębu, przy którym zaczęłam na nowo rysować, tym razem zaczynając od drugiej strony dziedzińca.
☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧☙☸❧
Pierwsza część króciutka, następne będą dłuższe, spokojnie!
- Nez
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz